Wojciech Kowalewski dla Interii: Potem trudno się dziwić, że tak wygląda gra Legii

Wojciech Kowalewski dla Interii: Potem trudno się dziwić, że tak wygląda gra Legii

"Z nieba do piekła". Tak w skrócie można podsumować występy Legii Warszawa w fazie grupowej Ligi Europy. Pierwsze dwa zwycięstwa ze Spartakiem Moskwa i Leicester City dawały dużą nadzieję na awans do europejskich pucharów na wiosnę. Marzenia zostały jednak brutalnie rozwiane. Cztery kolejne porażki pozbawiły mistrza Polski złudzeń spychając go z pierwszej na ostatnią pozycję w tabeli.

Kryzys Legii to jednak przede wszystkim postawa w Ekstraklasie. Seryjne porażki, zaledwie 12 punktów i miejsce w strefie spadkowej.

- Nie może być inaczej, skoro w klubie popełniany jest błąd za błędem - przekonuje Wojciech Kowalewski.

- Ten sezon jeśli chodzi o Legię zaczął się naprawdę dobrze. W końcu mistrz Polski awansował do fazy grupowej europejskich pucharów, ale to, co działo się już później, ta niemoc w Ekstraklasie, która urosła do rozmiarów ogromnej kuli śniegowej, zaczęła generować kolejne niechlubne klubowe rekordy. To wszystko spowodowało, że zespół cały czas tracił na pewności siebie, zwolniono trenera Czesława Michniewicza. W krótkim czasie zaistniało w Legii bardzo dużo złych okoliczności - przekonuje były reprezentant Polski.

- I kiedy niedawno zatrudniono nowego trenera, który miał zacząć zarządzać szatnią Legii, to znów podejmowane są w klubie złe decyzje. Nie ma dnia w którym Marek Gołębiewski nie czytałby w mediach, kto już wkrótce będzie pracował na jego miejscu. Już nawet nie chodzi o to, jakie odczucia w zaistniałej sytuacji ma trener, tylko o to, jakie on ma instrumenty i argumenty, żeby zarządzać szatnią Legii w takich okolicznościach. Ewidentnie, nie tyle nikt mu w tym nie pomaga, co wygląda to na celowe działanie kogoś, kto robi wszystko, żeby mu przeszkodzić w prowadzeniu drużyny - dodaje.

- Dlatego ja się potem nie dziwię takim momentom, jak chociażby w końcówce meczu ze Spartkiem Moskwa, że brakuje piłkarzom iskry, determinacji i podjęcia ryzyka w dążeniu do osiągnięcia dobrego rezultatu. Tym zawodnikom ewidentnie brakuje pewności siebie i to widać gołym okiem. Jeśli szatnia cały czas jest atakowana i dezorganizowana takimi sygnałami jak te o kolejnej zmienia trenera, to trudno się dziwić, że gra Legii wygląda tak jak wygląda - twierdzi były bramkarz klubu z Łazienkowskiej.

W ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Europy Legia przegrała ze Spartakiem Moskwa 0-1 i zakończyła swój udział w europejskich pucharach, pytanie na jak długo. To spotkanie było jednak jak najbardziej do wygrania, ale przy innej postawie Legii - przekonuje jej były bramkarz.

- To było możliwe, ale przy postawie zdecydowanie bardziej agresywnej, podejmującej więcej ryzyka w grze. Miałem wrażenie, że zawodnicy Legii chcą grać zbyt asekuracyjnie i zbyt zachowawczo. Tak naprawdę gospodarze nie stworzyli Spartakowi większych problemów. Rosjanie bronili się w sposób dobrze zorganizowany. To zbyt mała intensywność w grze Legii spowodowała, że Spartak nie był zmuszony do nerwowych ruchów i działań na boisku.

- Szkoda bramki po błędzie Nawrockiego bo początek meczu pokazał, że Spartak zamierzał Legii oddać inicjatywę. Warszawianie próbowali nawiązać rywalizację, ale jej działania w ofensywie były zbyt jednostajne. Było zbyt dużo podań poprzecznych, nie było podań otwierających drogę do bramki. Legia za mało ryzykowała. W drugiej połowie trudno było się spodziewać, że Spartak się otworzy mając prowadzenie 1-0. W końcówce Legia zwiększyła napór, ale nic specjalnego z niego nie wynikało. Była poprzeczka Pekharta i niestety niewykorzystany rzut karny.

- Nie wiem, czy to była dobra decyzja, żeby akurat czeski napastnik podchodził do wykonywania jedenastki, bo w wielu ostatnich spotkaniach nie pokazywał pewności siebie. Do tego to on był faulowany a jednak zdecydował się na wykonanie jedenastki. Prawdopodobnie nie było jednak nikogo innego chętnego, żeby to zrobić. Szkoda, bo była duża szansa, żeby na wiosnę w dalszym ciągu grać w pucharach - zakończył były bramkarz Spartaka Moskwa.

Rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż