"Niech się państwo obudzi, bo następna pandemia może być bez nas". Protest ratowników medycznych

"Niech się państwo obudzi, bo następna pandemia może być bez nas". Protest ratowników medycznych

Chcą wiedzieć, jak będzie wyliczana ich pensja i chcą więcej zarabiać. Są przepracowani - walczyli na pierwszej linii frontu z COVID-19. W środę w wielu miastach trwa protest ratowników medycznych. W Warszawie zebrali się przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia przy ulicy Miodowej.

- Musimy dużo czasu spędzać w pracy, mało czasu spędzamy z dziećmi. Praca ratownika medycznego nie rozpieszcza. Dużo pracujemy, mało zarabiamy. Jesteśmy kiepsko traktowani i nasze dzieci też nie są głupie i widzą, co się dzieje. Jest trudno pogodzić obowiązki zawodowe, jak i prywatne - opowiadało na antenie TVN24 małżeństwo ratowników medycznych z dwójką dzieci. - Niech się państwo obudzi, bo następna pandemia może być bez nas - dodała inna ratowniczka.

Protest trwa w wielu polskich miastach. Między innymi w Krakowie we Wrocławiu i w Warszawie przed Ministerstwem Zdrowia. - Ratownicy mają szereg postulatów wypisanych na transparentach: "Karetka bez ratownika to tylko samochód", "To moja 300-a godzina pracy w czerwcu. Czujesz się bezpiecznie?", ale też chociażby plakietki z napisem: "Inny zawód". To mają wypisane i na swoich koszulkach, ale też na transparentach, bo jedno to jest kwestia płac, których domagają się ratownicy, którzy przyszli przed resort zdrowia, ale druga to kwestia klasyfikacji ich zawodu - mówiła po godzinie 12 na antenie TVN24 reporterka Maja Wójcikowska.

Dodała, iż protestujący mówią, że w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu ich zawód został sklasyfikowany jako "inny zawód", że nie ma takiego zawodu jak ratownik medyczny. - Na przykład lekarz, czy pielęgniarka mają konkretną klasyfikację, swoją pozycję w ustawie. Ratownicy medyczni nie. Inni mówią, że to wpływa bezpośrednio na ich płace, na ich zawodową pozycję i tak, jak tłumaczą - dziś pensja na rękę dla ratownika medycznego, już z doświadczeniem to jest 3-3,5 tysiąca złotych brutto. Tymczasem oni chcieliby, żeby taka pensja wynosiła 4-5 tysięcy złotych - przekazała reporterka.

Ratownicy podkreślają też, że od ich działań zależy życie pacjentów, którym jako pierwsi podają w karetce leki. Pracują nawet 24 godziny na dobę. Swoje postulaty ratownicy chcą zanieść do wiceministra zdrowia Waldemara Kraski, z którym umówieni są na godzinę 14.

Problemy kadrowe i płacowe

"Aktualnie wiele ośrodków w podziękowaniu za ciężką pracę obniża wynagrodzenie pracownikom systemu ochrony zdrowia co często skutkuje zmuszeniem do zmiany pracy. Szpitalne Oddziały Ratunkowe nie mają wystarczającej obsady lub mają szczątkową, która nie wystarcza na sprawne działanie. Od 1. lipca w niektórych rejonach karetki nie mają żadnej obsady. Coraz więcej medyków ucieka z państwowych placówek, wyjeżdża za granicę lub decyduje się na zmianę branży. Aby spłacić kredyty część jeździ po 400-500h miesięcznie" - czytamy w zapowiedzi protestu na Facebooku.

Ratownicy domagają się zapisania w ustawie odpowiedniego wynagrodzenia dla nich, pielęgniarek i położnych. "Żądamy reformy Systemu Ochrony zdrowia w szczególności przez uchwalenie Ustawy o Zawodzie i Samorządzie Ratowników Medycznych oraz nowelizacji Ustawy o Systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne w partnerstwie z organizacjami społecznymi" - czytamy dalej.

Źródło zdjęcia głównego: TVN24